- Harry, bardzo ładne imię. - powiedziała puszczając do mnie oczko.
- Dziękuje.- powiedziałem głupio się uśmiechając.
- Znasz okolice ? - zapytała.
- Nie znam, niestety. - odpowiedziałem drapiąc się po szyi.
- To może cię odprowadzić ? Mam Londyn w małym paluszku. - zaproponowała.
- Wiesz to nie jest zły pomysł. - powiedziałem.
- O 18 tutaj ? - zapytała.
- Jasne. - odpowiedziałem.
W sumie to nie wiem czemu się zgodziłem. Przeraża mnie ta nowo poznana dziewczyna, ale przynajmniej będę wiedział gdzie co jest.
Punkt 18 stanąłem przy piekarni.
- Cześć. - usłyszałem za sobą piskliwy głosik.
- Hej Nicole. - podałem jej rękę, którą ominęła i mnie przytuliła. Poczułem przesadnie malinowy perfum.
- Idziemy ? - zapytałem.
- Jasne. Może na początek milkshake city. - złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę właściwej drogi.
- Skąd się przeprowadziłeś ? - zapytała.
- Z Paradise. - odpowiedziałem.
- Gdzie to jest ? -
- W Kalifornii. -
- Aha. - zamyśliła się. - Gdzie to jest ? - zapytała ponownie.
- W USA - odpowiedziałem robiąc przy tym wielkie oczy.
- A gdzie to jest ? -
- Niedaleko - powiedziałem poprawiając swoje włosy.
- No to trzeba było tak od razu kociaku. - powiedziała. Wtedy to już złapałem się za głowę.
Gdy doszliśmy do milkshake city Nicole zaczęła piszczeć. Zatkałem sobie uszy i zapytałem.
- O co chodzi ? -
- Tak siedzi mój kolega - pokazała na mulata w czarnych postawionych do góry włosach. - Chodź musisz go poznać. - powiedziała.
- Zaynuś - pisnęła gdy byliśmy przy stoliku.
- Cześć Nicole i nieznajomy. - odpowiedział przyglądając mi się uważnie. - Nie widziałem cię tu nigdy. Coś za jeden ? - dodał.
- Jestem Harry, z Paradise. - przedstawiłem się.
- Jestem Zayn z Londynu. - zaśmiał się.
- Miło. - powiedziałem.
- To jak przysiądziecie się. ? - zapytał Zayn.
- Pewnie. - odpowiedziała Nicole.
Siedzieliśmy, piliśmy shaki, gadaliśmy o tym że kiedyś sie wybierzemy wszyscy razem do Paradise, bo ponoć to " niedaleko". Gadaliśmy, gadaliśmy ... w sumie to dużo gadaliśmy.
W końcu musiałem iść, jedynie jeszcze wymieniłem się z nimi numerami.
Gdy znalazłem sie w domu od razu położyłem spać.
Znalazłem się w kręgielni, było pusto jedynie jedna osoba wybierała kulę. Odwróciła się i wtedy zobaczyłem jej piękną twarz.
- Czekałam na ciebie. - powiedziała uśmiechając się.
- Jenny. - podbiegłem do niej i mocno przytuliłem.
- Zagramy ? - zapytała kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Mam rozumieć, że chcesz przegrać. - powiedziałem.
- Śnisz kochanie. -
- Właśnie śnię. - zaśmialiśmy się.
- Rzucaj pierwsza. - powiedziałem.
Wzięła trzecią kulę z rzędu i rzuciła, miałem pecha bo zbiła wszystkie. Uśmiechnęła się triumfalnie i usiadła na sofie.
Podrapałem się po szyi , wziąłem pierwszą lepszą kulę i rzuciłem, miałem pecha ponieważ 3 zostały i tak wiedziałem, że za drugim razem tego nie zbije.
Graliśmy już tak przez pewien czas. Co ja pisze ... ona mnie miażdżyła przez jakiś czas. W końcu postanowiłem zmienić reguł gry. Podszedłem do niej i przytuliłem ją mocno z tyłu, Jen kulę rzuciła na oślep i mocno się do mnie przytuliła.
- Bo przegrasz. - powiedziałem.
- Chrzanić grę, ja chcę ciebie. - zaśmiała się.
Czułem się jak w niebie, przy niej mógłbym spać godzinami, dniami, tygodniami, miesiącami, latami, wiekami, na zawsze.
Rozdział świetny. Czekam na kolejny. <3
OdpowiedzUsuńBosski blog <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://wyobraznia1d.blogspot.com/